czwartek, 3 marca 2011

Numer Trzy

03. LED ZEPPELIN - WHOLE LOTTA LOVE
Nie da się chyba stosownie ocenić skali wpływu Led Zeppelin na kształt muzyki rockowej. Można jedynie stwierdzić, że był ogromny. Wystarczy z resztą popatrzeć na części składowe - zawodzący wokal Roberta Planta i wygibasy na koncertach były seksowną etykietą zespołu, podczas gdy mistrzostwo gitarowe Jimmy'ego Page'a było motorem napędowym ich podszytych bluesem utworów. Sekcja rytmiczna też niczego sobie - John Bonham ze swoją precyzją automatu perkusyjnego i John Paul Jones, który poza wirtuozerią basu, grał na milionie innych instrumentów, o których większość ludzi nigdy nie słyszała, tworzyli wspólnie pewną dźwiękową zaporę, od której odbijał się mózg słuchacza. Z resztą ci skromni z początku Brytyjczycy nabrali zamiłowania do eksperymentów i w późniejszej fazie kariery co raz częściej pojawiały się kompozycje, z których przebijała się tęsknota do lata miłości, zapewne podszyta zamiłowaniem do LSD. I nawet jeśli część tych wygibasów muzycznych była niestrawna, nie można odmówić tym gościom talentu i wyobraźni.

Co do samego Whole Lotta Love - kolejny dowód na wyższość utworów gitarowych opartych na riffach! Pomijając już fakt, że jest to jeden z lepiej znanych, to na pewno jest jednym z najmocniejszych, aż wchodzi pod skórę. Dzięki temu, mimo swoich prawie 40 lat, kawałek ten w ogóle się nie zestarzał. Znów lecimy na fali gitary i darcia się Planta, a w odpowiednich momentach popycha nas duet Bonham/Jones. Do tego jeszcze lekko psychodeliczna warstwa na wszystko nałożona i powstał jeden z najgenialniejszych utworów w historii. Fakty są proste, tutaj nad Wisłą. Ten kawałek rzuca na kolana!

4 komentarze:

  1. Najlepszy dowód, że dobre się nie starzeje

    OdpowiedzUsuń
  2. Mistrzowski utwór. Ja bym się jeszcze zastanawiał pomiędzy Heartbreaker (wersja z How The West Was Won totalnie wbija mnie w fotel) i Black Dog (na potrzeby tej listy, bo uwielbiam jeszcze np. No Quarter, ale tutaj nie za bardzo pasuje). W każdym razie dobry wybór, na pewno niekontrowersyjny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No mysle ze watpliwosci co do genialnosci tego nie ma. Ja sie jeszcze zastanawialem nad When The Levee Breaks, bo tez mnie wbija w fotel, ale jednak klasyk to klasyk.

    OdpowiedzUsuń