piątek, 4 marca 2011

Numer Jeden!

01. JIMMI HENDRIX - ALL ALONG THE WATCHTOWER
Myślę, że ten wybór nie jest dla nikogo wielkim zaskoczeniem, przecież Hendrix wciąż jest najlepszym gitarzystą, jaki nas swoją muzyką uraczył! Już sam fakt, że w ciągu 40 lat od jego śmierci nie pojawił się nikt, kto mógłby poważnie zagrozić jego dominacji, świadczy o geniuszu tego człowieka. Jeśli do tego dodamy, że był samoukiem i do tego mańkutem, który grał na gitarze dla praworęcznych (po prostu ją odwracał do góry nogami), wątpliwości się rozwieją. Na dodatek grał różnymi częściami ciała - kiedyś podczas wywiadu pewien dziennikarz dla żartu spytał Hendrixa, czy potrafi grać też penisem, na co Jimmy odparł śmiertelnie poważnie, że umie, ale nie lubi tego robić bo boli.

Nie można też zapominać o tym, jaki show odstawiał na swoich koncertach - rozwalanie gitar i wzmacniaczy, podpalanie sprzętu, dzikie wygibasy i tym podobne. Jenak nie był showmanem - kiedy zorientował się, że ludzie przychodzą oglądać raczej jego wygłupy, niż podziwiać muzykę, przestał to robić. Przy okazji należy pamiętać, że żywo uczestniczył w tworzeniu i rozwoju osprzętu muzycznego - znany był z bardzo eksperymentalnych brzmień, dłubał przy wzmacniaczach, ciągle coś poprawiał, wyrabiał z gitarą rzeczy, o których nikomu wcześniej się nie śniło. Sprzężenie, które do tej pory uważane było za niepożądany efekt, u Hendrixa zostało wkomponowane w jego unikatowe brzmienie. Słyszeliście o pedale wah - wah? Bez Hendrixa by tego nie było.

Co do samego utworu, który tutaj zamieściłem, uważam, że jest on kwintesencją sztuki Jimmy'ego Hendrixa. Dźwięk jest aż gęsty, muzyka sprawia wrażenie, jakby płynęła na kilku poziomach jednocześnie. No i ta gitara... Nie umiem właściwie nazwać tego, co dzieje się u mnie w głowie podczas słuchania tego utworu, ludzie nie wymyślili jeszcze właściwych określeń na te zjawiska. Tak bardzo Hendrix wyprzedzał swoje czasy. Przy okazji należy dodać, że oryginalne All Along The Watchtower napisał Bob Dylan, więc dla osób, którym go na tej liście zabrakło, dedykuję to jako swoistą nagrodę pocieszenia.

czwartek, 3 marca 2011

Numer Dwa

02. MOTHER LOVE BONE - STARDOG CHAMPION

Bardzo poważny kandydat do pierwszego miejsca, jednak o milimetr przegrał. Ale wciąż jest to utwór mistrzowski! Zacznijmy jednak od małej prezentacji. Mother Love Bone to kolejny owoc Seattle, oparty o byłych członków Malfunkshun, a przede wszystkim bazujący na pomysłowości i kolorowej osobowości Andrew Wood'a. Niestety Wood nie dożył wydania debiutanckiej płyty Mother Love Bone pt. Apple, gdyż zaćpał się na śmierć. Jako, że większość sceny grungowej była ze sobą zaprzyjaźniona, nie dziwi fakt, że kumple, tacy jak Chris Cornell, postanowili jakoś uczcić pamięć Wooda. W ten sposób powstał projekt Temple Of The Dog. Również Alice In Chains zadedykowało zmarłemu wokaliście utwór - Would? Z resztą Layne Staley podążył w ślady Wooda nieco ponad dziesięć lat później.

Apple okazało się wielkim sukcesem, jednak bez Wooda nie mogło być Mother Love Bone i zostaliśmy w ten sposób pozbawieni kilku zapewne rewelacyjnych wydawnictw. Sam Stardog Champion jest utworem potężnym. Od razu czuć pewną moc w nim zawartą, do tego poczucie przestrzeni, które poza Amerykanami i Australijczykami mało kto potrafi za pomocą muzyki oddać. No i oczywiście genialna gitara! Bez tego nie byłoby grunge'u. W kompozycji z wokalem Wooda, utwór nie do wyjęcia!

Numer Trzy

03. LED ZEPPELIN - WHOLE LOTTA LOVE
Nie da się chyba stosownie ocenić skali wpływu Led Zeppelin na kształt muzyki rockowej. Można jedynie stwierdzić, że był ogromny. Wystarczy z resztą popatrzeć na części składowe - zawodzący wokal Roberta Planta i wygibasy na koncertach były seksowną etykietą zespołu, podczas gdy mistrzostwo gitarowe Jimmy'ego Page'a było motorem napędowym ich podszytych bluesem utworów. Sekcja rytmiczna też niczego sobie - John Bonham ze swoją precyzją automatu perkusyjnego i John Paul Jones, który poza wirtuozerią basu, grał na milionie innych instrumentów, o których większość ludzi nigdy nie słyszała, tworzyli wspólnie pewną dźwiękową zaporę, od której odbijał się mózg słuchacza. Z resztą ci skromni z początku Brytyjczycy nabrali zamiłowania do eksperymentów i w późniejszej fazie kariery co raz częściej pojawiały się kompozycje, z których przebijała się tęsknota do lata miłości, zapewne podszyta zamiłowaniem do LSD. I nawet jeśli część tych wygibasów muzycznych była niestrawna, nie można odmówić tym gościom talentu i wyobraźni.

Co do samego Whole Lotta Love - kolejny dowód na wyższość utworów gitarowych opartych na riffach! Pomijając już fakt, że jest to jeden z lepiej znanych, to na pewno jest jednym z najmocniejszych, aż wchodzi pod skórę. Dzięki temu, mimo swoich prawie 40 lat, kawałek ten w ogóle się nie zestarzał. Znów lecimy na fali gitary i darcia się Planta, a w odpowiednich momentach popycha nas duet Bonham/Jones. Do tego jeszcze lekko psychodeliczna warstwa na wszystko nałożona i powstał jeden z najgenialniejszych utworów w historii. Fakty są proste, tutaj nad Wisłą. Ten kawałek rzuca na kolana!

100 Najbardziej Zajebistych Kawałków Gitarowych Wszech Czasów cz. 10

       Tak, jak zapowiadałem, zmieniamy trochę formułę na ostatnią dziesiątkę. Teraz podam siedem utworów, a następnie każdy z top 3 będę podawał osobno, z obszerniejszym opisem. Zatem do dzieła!

10. Lynyrd Skynyrd - Sweet Home Alabama
Co to dużo mówić - jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów rockowych kiedykolwiek nagranych. Do tego nieformalny hymn południa i sympatyków konfederacji. Idealny do samochodu, przy ognisku, na spotkaniu Synów Południa. Nie polecałbym jednak puszczać tego w samolocie.

09. John Lee Hooker - Thought I Heard
Piękne, przejmujące dzieło jednego z najlepszych bluesmanów w historii. Tego utworu nie da się opowiedzieć, to trzeba doświadczyć. Polecam pojechać gdzieś na kompletne odludzie w nocy, wyłączyć światła i posłuchać. Człowiek już po tym nie jest taki sam.

08. ZZ Top - La Grange
Najbardziej rozpoznawalny obecnie zespół z gitarami! Nie da się pomylić brodatych Teksańczyków z nikim innym. Po 42 latach grania dorobek mają bardzo potężny, więc i tutaj trudno było się zdecydować. Wybrałem akurat to, ze względu na efekt mimowolnego gibania się, który wywołuje, no i świetną gitarę. Everybody boogie!

07. The Rolling Stones - Gimme Shelter
Kolejny blues - rockowy potentat. Zanim urwiecie mi głowę za to, że to nie Satisfaction, posłuchajcie tego utworu i się zastanówcie! Nastrój i moc tej kompozycji moim zdaniem jednak wygrywają ze świetnym, acz prostym riffem. No i jeszcze ta harmonijka!

06. Black Sabbath - Paranoid
Kolesie, którzy zdefiniowali metal. Wszystkie riffy już były i wynalazł je Tommy Iommi - gostek, który w fabryce obciął sobie końcówki palców i musiał niżej zestroić sobie gitarę, żeby nie urwać swoich własnoręcznie wykonanych protez. To Sabbath zaczął grać niżej, ciężej, to oni wprowadzili mroczne, okultystyczne elementy do metalowej stylistyki, to wycie Ozzy'ego i basowa ściana Geezera doprowadziła fermentujące metalowe brzmienie do formy dojrzałej. A poza tym byli po prostu zajebiści.

05. Screaming Trees - Shadow Of The Season
Utwór niemal idealny. Świetna, płynąca wręcz gitara, zdarty wokal Marka Lanegana, przyzwoity bas i perkusja. Wszystko w boskiej kompozycji, przy której aż chce się drzeć "OHHHHH SWEET OBLIVION!". Absolutnie najlepsze, co wyszło z grunge'a a zarazem coś, przerosło tę łatkę. Z resztą na pijanym Irlandczyku - heroiniście można polegać, jeśli chodzi o robienie mocnych utworów.

04. Motorhead - The Ace Of Spades
Jak dla mnie Lemmy Kilmister jest ikoną Rock N' Rolla. Za wsysanie wszelkimi możliwymi otworami różnorakich mniej lub bardziej zabronionych substancji wyjebali go z Hawkwind, po czym założył Motorhead i totalnie opluł ich trupa. Wynalazł Nową Brytyjską Falę Heavy Metalu, ale szybko okazała się dla niego zbyt cipowata, więc wynalazł speed metal i się w nim zagnieździł, przy okazji przyczyniając się do powstania thrashu. A wszystko to kompletnie na luzie, w towarzystwie masy kobiet z magicznie spadającymi majtkami i basenem wódy. Tak. Co do samego utworu, jest po prostu genialny. Flagowy speedowy riff, moim znadniem najlepszy riff w ogóle. Spróbuj przy tym siedzieć spokojnie!

niedziela, 27 lutego 2011

100 Najbardziej Zajebistych Kawałków Gitarowych Wszech Czasów cz. 9

20. Metallica - One
Jeden z najbardziej przejmujących utworów metalowych, co teledysk tylko podkreśla. Do tego melodyjnie rewelacyjny. Przy okazji świetna perkusja! Szkoda, że później ci kolesie zamienili się w cioty.


19. George Thorogood - Bad To The Bone
Świetny utwór w tradycji "złego chłopca". Prosta, genialna gitara. Co poniektórzy mogą pamiętać ten kawałek z Terminatora 2.


18. Sepultura - Ratamahatta
Genialne połączenie metalu i muzyki Indian z Ameryki Południowej. Mieli chłopaki wyczucie.


17. The Ramones - Beat On The Brat
Jak dla mnie esencja muzyki punk. Proste, krótkie i do rzeczy.


16. Monster Magnet - Twin Earth
Jeden z moich ulubionych zespołów wszech czasów. Flagowa kapela stoner rocka, na płycie Superjudge, z której pochodzi ten utwór do perfekcji doprowadzili rewelacyjną chaotyczną twórczość ćpuńską. Świetna gitara i wokal Wyndorfa, który opowiada o jego dziwnych wizjach.


15. Kyuss - Supa Scoopa And Mighty Scoop
W zasadzie twórcy muzyki stoner. Mistrzowie przesterowanych gitar i ogólnego psychodelicznego uczucia, właściwego muzyce lat 60 i 70, przeniesionego na grunt stylistyki lat 90. Prawdziwi mało znani tytani!


14. Slayer - Seasons In The Abyss
Najbardziej agresywna ekipa Wielkiej Czwórki Thrashu. Ten utwór niszczy świetną gitarą i melodyką, dystansując moim zdaniem Metallicę. Może ekipa Kerry'ego Kinga nie prezentuje już takiej formy, jak w latach 80 i na początku lat 90, ale przynajmniej nie są takimi sakramenckimi kutasami, jak kapela duńskiego alkoholika.


13. AC/DC - Highway To Hell
Absolutni mistrzowie trzech akordów! Katecheta w liceum próbował mi kiedyś wmówić, że czczą szatana. Gdyby ten jełop znał choć trzy słowa w języku angielskim, wiedziałby, że AC/DC to kapela, która śpiewa głównie o dymaniu. Pajac.

12. Gary Moore - Parisienne Walkways
Człowiek - instytucja. Nie czuje się na tyle kompetentny, żeby próbować podsumować jego twórczość. Powiem tylko tyle, że jak nikt inny potrafił sprawić, by gitara płakała. Zdaje się, że Bóg jest zazdrosny i dlatego najlepszych grajków tak szybko do siebie zabiera.


11. Stevie Ray Vaughn - Pride And Joy
Kolejny wielki wirtuoz gitary, kolejny, który zginął przedwcześnie. Spośród jego ogromnego repertuaru genialnych utworów, postanowiłem wybrać coś wesołego. Chylcie czoła!

100 Najbardziej Zajebistych Kawałków Gitarowych Wszech Czasów cz. 8

30. Chuck Berry - Johnny B. Goode
Absolutny mistrz gitary, facet, który dla białych wynalazł Rock N' Roll. Ten utwór poleciał nawet w kosmos, jako przykład ziemskiej muzyki!


29. Dire Straits - Money For Nothing
Mark Knopfler wielkim gitarzystą był, każdy to wie. Ten utwór wyzwala jakąś dziwną energię i nastraja do zabawy. Poza tym, kto nie kocha gitary z wajchą?


28. Guns N' Roses - Paradise City
Kompletne zaprzeczenie stylu tzw. Hair Bands, które rozpleniły się w tamtym okresie. Mocne, z pazurem i pierdolnięciem, do tego rewelacyjna gitara Slasha! Absolutne mistrzostwo rozrywki!


27. White Zombie - Thunder Kiss 65
Trudno wybiera się najlepszy utwór White Zombie, bo po prostu White Zombie jest zajebiste. Mam wrażenie, że trzeba ich rozpatrywać jako całość. Tak czy siak, padło na to.

26. KLF - America: What Time Is Love?
O KLF pisałem jakiś czas temu. Ten konkretny utwór według mnie jest tryumfem chaosu. Słucha się go tak, jakby się uczestniczyło w totalnie niekontrolowanej imprezie, przez co jest tak wysoko! No i do tego riff z Ace Of Spades - panowie Drummond i Cauty byli mistrzami muzycznego złodziejstwa. No i ten nieśmiertelny murzyn w sztormiaku...

25. Down - Stone The Crow
Znów południowy metal - tym razem w wydaniu supergrupy, składającej się z Phila Anselmo ( eks Pantera), Peppera Keenana (Corrosion Of Conformity), Kirka Windstein'a (Crowbar), Rexa Browna ( też eks Pantera) oraz Jimmy'ego Bowera (Crowbar). Zestaw dość ciekawy, więc i muzyka interesująca. Gorąco polecam, jeśli ktoś ich jeszcze nie zna.


24. Clutch - Ghost
Mistrzowski utwór genialnej, acz mało znanej kapeli. Laboratoryjna próbka tego, czym jest muzyka rockowa. Potężny wokal Neila Fallona stanowi jakieś 50% zajebistości tej kapeli. Można go także usłyszeć w innym zespole - The Company Band.


23. Tool - Sober
Flagowy projekt Maynarda James'a Keenana. Mocno alternatywna metalowa kapela, dające do myślenia (wręcz momentami ryjące banię) teksty, po prostu geniusz, nieważne, że spaczony. Wśród tak błyskotliwej dyskografii ciężko wybrać jeden utwór, ale w końcu postawiłem na ten. Małe post scriptum - nie polecam oglądania ich teledysków w większych dawkach na raz, szczególnie po zażyciu środków psychoaktywnych - grozi długotrwałym stanem introspektywnej katatonii.


22. Alice In Chains - Rooster
Moim zdaniem najlepsze, co wyszło z Seattle. Nirvana nie dorastała im do pięt! Fanatycznym miłośnikom Kurta Cobain'a dedykuję zajebiście śmierdzącego pierda, który mi właśnie na wspomnienie kombajna umknął.


21. Corrosion Of Conformity - Albatross
Tych gości trochę trudno sklasyfikować, bo bujają się między kilkoma stylami, między innymi stoner metal, hardcore czy thrash. Co tu dużo mówić - są świetni!

100 Najbardziej Zajebistych Kawałków Gitarowych Wszech Czasów cz. 7

40. Deep Purple - Smoke On The Water
Absolutna klasyka gitary - w większości sklepów z gitarami sprzedawcy grzecznie proszą, aby nie grać tego utworu. Szkoda ze Blackmore postanowił marnować swój talent i czas na granie z tym Świętej Pamięci karłowatym ryźym pierdzielem, Dio. Parówki z dymu na wodzie raz!

39. Rob Zombie - Dragula
Solowa kariera lidera White Zombie była równie udana, co całego zespołu, czego dowodem jest choćby ten kawałek. Nóżka sama podryguje a do głowy przychodzą dziwne pomysły, jak na przykład ubranie się w obcisłe białe portki, czarne szelki...

38. The Yardbirds - For Your Love
Esencja psychodelicznego rocka. Co oczywiście rozzłościło ciasnodupego Claptona, więc zaraz po nagraniu tego utworu strzelił focha i odszedł, robiąc miejsce komuś bardziej skoremu do eksperymentów. Od pewnego momentu nierozerwalnie kojarzy mi się ten kawałek z Fear And Loathing In Las Vegas. Hm.

37. The Who - My Generation
Brytyjska inwazja w swoim najlepszym wydaniu. Utwór poważnie energiczny, nastrajający do buntu i do zabawy. O wiele ciekawsze, moim zdaniem, niż rockowe opery, które stanowiły owoce późniejszej twórczości ktosia.

36. Type O Negative - Christian Woman
Interesujące podejście do muzyki gotyckiej. Chłopaki dają radę dzięki dystansowi do siebie, bardzo specyficznemu poczuciu humoru no i oczywiście uwodzicielskiemu głosowi nieżyjącego już niestety wokalisty - Petera Steela (vel Piotr Ratajczak). Wypadałoby bliżej zapoznać się z dziejami tej kapeli, chociaż dla incydentu ze zbliżeniem pyska mureny...

35. Arc Angels - See What Tomorrow Brings
Niesamowicie utalentowany zespół! Niestety wydali tylko jedną płytę, za to urywa ona dupę przy szyi! Dla miłośników gitary prawdziwa uczta.

34. Aerosmith - Rag Doll
Przy kilku dekadach kariery trudno wybrać jeden utwór, który miałby reprezentować tych gigantów. Po długich deliberacjach stwierdziłem, że ten podoba mi się najbardziej, przede wszystkim ze względu na to, że chce mi się przy nim podrygiwać.

33. Pantera - Fucking Hostile
Esencja metalu! Napierdalanka, kipiąca agresja a przy tym jakaś melodia też jest. Z opowieści wiem, że nawet twardzi bikerzy boją się tego kawałka.

32. Midnight Oil - The Dead Heart
Jedyny w historii sensowny zespół "zaangażowany". Sympatyczni kolesie z Australii. Wokalista nawet jest ministrem. Swoją muzyką i osiągnięciami na tle ochrony środowiska czy ochrony praw mniejszości jedzą Bono na śniadanie. Każdy kiedyś musi spróbować tofu - burgera.

31. Rage Against The Machine - Sleep Now In The Fire
Kolejny dowód na to, że lewusy robią lepszą muzykę od konserw. Jak zwykle porządna dawka anty kapitalistycznych haseł. Gdyby zajebistość riffu przekładała się na długość penisa, to goście z RATM chodzili by z rzeszowskimi pomnikami w portkach.