czwartek, 4 listopada 2010

Monster Magnet - Mastermind

       Monster Magnet to stoner rockowa kapela z New Jersey, założona w 1989r. Nie będę się w tym miejscu rozwodził na temat historii kapeli, zmian w jej składzie itp. Dość stwierdzić, że czołową postacią Monster Magnet był, jest i będzie Dave Wyndorf, wokalista i gitarzysta. Muszę też nadmienić, że Monster Magnet jest jednym z moich ulubionych zespołów wszech czasów.

       Tym dziwniej zabrzmi to, co mam zamiar powiedzieć o ich nowej płycie - "Mastermind", wydanej pod koniec października 2010r. Krótko mówiąc, "Mastermind" zdołowało mnie mniej więcej tak, jak widok trzynogiego psa kuśtykającego za piłeczką. Niby wciąż jest to Monster Magnet, na pierwszy rzut oka (ucha?) spora większość elementów, które czyniły ich muzykę tak ciekawą i zabawną, wciąż tam jest. Ale tylko na pierwszy rzut, bo przy odrobinie uważniejszym słuchaniu wyraźne staje się stękanie kojarzące się z zatwardzeniem. Wszystko jest strasznie wymuszone i sztuczne, podczas gdy na starych albumach boskie, przećpane jazdy przychodziły im naturalnie - wręcz urokiem starszych płyt było poczucie totalnej improwizacji towarzyszące każdemu utworowi.

     Jako, że po "God Says No" z 2000r. nie było już krążka Monster Magnet, który prawdziwie by mnie zachwycił, więc i do "Mastermind" podszedłem z dużą dozą sceptycyzmu, jednak to, co dostałem powaliło mnie na kolana swoją nudą, miałkością i kompletnym brakiem wyrazistości. Nawet na BARDZO przeciętnych "Monolithic Baby!" i "4-Way Diablo" dało się znaleźć przynajmniej jeden kawałek wpadający w ucho. "Mastermind" takiego utworu nie ma, miażdży swoją monotonią. Po prostu niekończąca się rolka szarego papieru toaletowego, drażniącego uszy podobnie, jak tamten darł dupsko.

     Brakuje mistrzowsko bezsensownych tekstów ( I talk to planets, baby!), świetnie wkomponowanych dziwacznych odgłosów wydawanych przez bliżej nieokreślone przedmioty, wokal Wyndorfa nie powoduje już wrażenia, że oto słuchamy jakiegoś ciężko odurzonego mędrca wschodu wykrzykującego do nas kosmiczne prawdy z otchłani międzywymiarowej lub czeluści własnej katatonii, ale brzmi jak drący ryja pierdziel. Brakuje wypizgu, miazgi, psychodeli i pierdolnięcia, czyli czadu.

     Skąd taka porażka od zespołu, który pomógł tworzyć i zdefiniował gatunek stoner rocka? Może goście po prostu się zestarzeli i im się odechciało? Być może. Na pewno przestali ćpać i poza, za przeproszeniem, chujowymi płytami, jedynym efektem była kompletna transformacja Wyndorfa. Ze szkieletu obciągniętego skórą ewoluował w groteskowego kaszalota, który swoimi rozmiarami zawstydziłby Pierwszą Damę. Utyło się.

     Jest pewnie szereg innych powodów, dla których Monster Magnet od dziesięciu lat nie potrafi wykrzesać z siebie nic podobnego do wyżyn, jakie osiągali przy okazji płyt "Superjudge" czy "Dopes To Infinity", ale po przesłuchaniu "Mastermind" nawet nie chce mi się ich szukać. Może powinny wziąć jakiś narkotyk?

6 komentarzy:

  1. Jak się Dave za siebie nie weźmie, to następna płyta będzie odą do hamburgera, coli i frytek. Wygooglałam sobie jego najnowsze zdjęcie i szczęka mi opadła. Czym się ma inspirować jak najwidoczniej większość czasu poświęca jedzeniu? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedzenie tez moze byc inspirujace, ale u Wyndorfa chyba jednak sluzy za kompensacje braku ciekawszych substancji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zależy jakie jedzenie. Zważ na to, że celowo wybrałam Mc zestaw, którego prostota i nastawienie na masowego odbiorcę, raczej nie ma szans być inspiracją do czegoś genialnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hamburger, cola i frytni nie sa ograniczone tylko do McDonalda ;) wiem o co ci chodzilo. Zwracam tylko uwage na "withdrawl syndrome".

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja diagnoza: Dawniej tworzyli muzykę na pełnej świeżości, teraz tylko próbują powtórzyć, to co im się w przeszłości ewidentnie udało. Takie zabiegi skazane są na porażkę. Patrz: Death Magnetic. Nadmienię, że to diagnoza stawiana na podstawie twojego posta, ponieważ nie znam dyskografii tego zespołu i kojarzę ich twórczość pobieżnie. Ale postaram się nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Problem polega wlasnie na tym, ze zespol taki jak Monster Magnet rzadzi sie troche innymi prawami. O ile twoja diagnoza jest czesciowo sluszna, nie wyczerpuje tego problemu.

    OdpowiedzUsuń