poniedziałek, 17 stycznia 2011

Tryumf Chaosu cz.1 "Mu Mu"


           Po recenzjach kilku nowości, pora na odkopanie starocia. Chodzi o KLF, zespół, który zaczynał swoją działalność 24 lata temu. Duet ten, składający się z Billa Drummonda ( vel King Boy D) i Jimmy’ago Cauty ( alias Rockman Rock), współuczestniczył w formowaniu takich dziwacznych gatunków muzycznych, jak ambient house ( mieszanka ambientu i house’a, początkowo zapodawana jako uspokajacz na fazę zjazdu po rave’owym ćpaniu) i stadium house ( zasadniczo rave z pop – rockowymi wstawkami i dodatkiem sampli okrzyków tłumu). Brzmi groźnie. Oczywiście duet ten nie ograniczał się tylko do tego, z resztą wstawianie ich twórczości w jakiekolwiek ramki jest zarówno bezcelowe, jak i krzywdzące dla zespołu.

            Jeśli miałbym się pokusić o jakieś określenia dla KLF, na pierwszy rzut oka najbardziej pasowałoby „banda pojebów”. Zaraz potem mógłbym stwierdzić, że najnormalniej w świecie zrzynali z całej plejady gwiazd muzycznych. Oba określenia są w jakiś sposób uzasadnione – nie trzeba nawet czytać o ich happeningach ( np. spalenie miliona funtów), wystarczy zobaczyć kilka ich teledysków, żeby stwierdzić, że nie są, mówiąc delikatnie, szablonowi. A zrzynanie? Większość ich singli kipi samplami znanych utworów, od ABBY, przez Snap! aż do riffu z „Ace of SpadesMotorhead’u. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej, ciekawsze rzeczy kryją się głębiej. Może zatem od początku.

            Przede wszystkim panowie Drummond i Cauty zmieniali swoje artystyczne pseudonimy kilkakrotnie. Zaczynali jako The Justified Ancients of Mu Mu ( co kurwa?!), co czasami skracali do The JAMs, jeden singiel wydali jako The Timelords (nawiązanie do serialu Doctor Who), KLF (czyli Kopyright Liberation Front, raz rozwinięte jako Kings of Low Frequency), raz również przybrali ksywkę 2K ( jako twórcy utworu „Fuck The Millennium"). Ufff. Jak widać nawet przy nazywaniu samych siebie wykazali się specyficzną pomysłowością.

            Zadebiutowali singlem „All You Need Is Love” w 1987r. Ogólnie rzecz biorąc porąbany zbitek sampli Beatlesów, MC5 i Samanthy Fox ( "Touch Me ( I Want Your Body)"), poprzetykany jakimiś okrzykami Drummonda i Cauty’ego i masą dziwacznych elektronicznych dźwięków. A potem odjazd narastał.

            Tego samego roku ukazał się pierwszy album JAMs, "1987( What The Fuck Is Going On?)".  Dość szybko doprowadził do kontrowersji. Znów mocno korzystał z sampli cudzych kawałków, znów bez pytania o zgodę. Jego recenzje dotarły w końcu do ABBY, którzy natychmiast zażądali wycofania albumu ze sprzedaży i zniszczenia niesprzedanych egzemplarzy. JAMs’om zrobiło się przykro, ale postanowili wybrać się do Szwecji na audiencję u Jej Wysokości Agnethy, osobiście prosić o zgodę na wykorzystanie sampli „Dancing Queen”. Doszli do wniosku, że jak pogadają twarzą w twarz, zimni Szwedzi zmiękną. Nie zmiękli, więc Drummond i Cauty, wkurwieni i zawiedzeni, spalili pozostałe kilkaset egzemplarzy jeszcze w Szwecji (zdjęcie z tego palenia posłużyło za okładkę następnego pełnowymiarowego wydawnictwa JAMs’ów). Plotka głosi, że zachowali kilka egzemplarzy dla siebie, dwa z nich sprzedali na aukcjach po 1000 funtów każdy, jeden oddali kumplowi i jeden wciąż przechowują. W każdym razie przerobili swój album, wycinając nielegalne sample. W ich miejscu pozostały wielkie połacie ciszy a nową wersję wydali pod tytułem "1987 (The JAMs 45 Edits)".

            Następny album wydali rok później. "Who Killed The JAMs?" to ostatni krążek wydany pod pseudonimem The Justified Ancients of Mu Mu. Jak już wspomniałem, na okładce znalazło się zdjęcie z palenia niesprzedanych egzemplarzy poprzedniej płyty. Do tego wydarzenia odnosi się także utwórBurn The Bastards” (strona B). Utrzymany w podobnym klimacie jak album debiutancki, czyli mieszanina sampli (trochę lepiej schowanych, tym razem), automatu perkusyjnego i hip hopu ( momentami ze szkockim akcentem). Sami JAMs twierdzili, że ich drugi krążek miał być albumem metalowym, jednak kiedy po pierwszej płycie recenzenci potraktowali ich na serio, postanowili pobawić się jeszcze z tym materiałem. Żeby zacytować samych JAMs’ów: „To tak, jak ciśniesz kloca, musisz ostro dusić i myślisz, że już nigdy nie będziesz musiał znowu w życiu srać. A po pół godziny myślisz, że może jednak tak.” Obrazowe.

            W 1988r. ukazały się dwa wydawnictwa: singiel „Doctorin The Tardis” (wydany pod pseudonimem The Timelords), który stał się hitem numer 1 na brytyjskiej liście singlowej. Cały utwór to mieszanina przeróbki Garry’ego Glittera i utwór z czołówki Doctor Who. W teledysku do tego utworu pojawia się mocno przerobiony Ford Galaxie, przypominający Bluesmobile wóz Drummonda, oraz pokraczne, tekturowe Daleki ( złe stworki z Doctor Who). Drugim wydawnictwem był podwójny album remixów poprzednich nagrań JAMs pt. "Shag Times".

            Potem było "The What Time Is Love? Story". Kompilacja zawierająca sześć wersji utworu “What Time Is Love?” Cztery z nich to rzekomo covery nagrane przez inne kapele. Hmm. Jak dla mnie trochę popiardówa, ale istotna, bo pojawi się późniejsza wersja tego kawałka i okaże się zajebista.

           

2 komentarze:

  1. "All you need is love" miażdży :D zwłaszcza te wstawki "ancients of muuu"
    O co im z tym "mu" chodziło, to nie wiem, ale za każdym razem gdy to słyszę, to wybucham śmiechem :P
    [Mu! Mu!] build a fire
    [Mu! Mu!] stoke it good
    [Mu! Mu!] throw them on
    [Mu! Mu!] and watch the bastards burn

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje sie, ze chodzi o zaginiony kontynent Mu. Ale owszem, niezla beka z tym :D

    OdpowiedzUsuń