poniedziałek, 17 stycznia 2011

Tryumf Chaosu cz.2 "What Time Is Love?"


        W 1990 roku wydali "Chill Out", ambientowy album koncepcyjny. Koncept jest taki, że jest to ciągła kompozycja, będąca dźwiękowym odtworzeniem nocnej podróży wzdłuż amerykańskiego wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Wciąż mnóstwo sampli, jednak, jak sam tytuł płyty wskazuje, tempo jest mniejsze i wszystko jest o wiele bardziej spokojne. Jeśli o muzykę elektroniczną chodzi, brzmienie KLF na "Chill Out" stanowiło antytezę takich pierdzieli jak Jean Michelle Jarre, który zabunkrował się w kiblu swoimi bzdetnymi syntezatorami, żeby w spokoju grzebać drewnianą łyżeczką we własnym wystygniętym stolcu. KLF wprowadziło do elektroniki i ambientu pewien minimalizm, momentami wręcz słychać, że wydobywają dźwięki z obfajdanego keyboardu i przepuszczają to przez podziurawioną puszkę po piwie ( technologia, którą zapewne zajebali od tragicznie zmarłego ESKA Nord). Dość ciekawa sprawa, jeśli ktoś lubi siedzieć po ciemku przy klawiszu i jadących pociągach.

            W 1991 roku ukazał się kolejny album, "The White Room". Projekt ten rodził się w bólach. Oryginalnie miał być ścieżką dźwiękową do filmu o tym samym tytule, tworzonym przez gości z KLF. Budżet wziął się z pieniędzy zarobionych ze sprzedaży singla „Doctorin The Tardis”, jednak szybko kasa zaczęła wysychać. Żeby trochę podreperować portfel, KLF wydało singiel „ Kylie Said To Jason”, jednak okazał się kompletną klapą. Film został zawieszony, a White Room poddany został poważnym przeróbkom. Wypuścili kilka singli, przeróbek wcześniejszych utworów, zremiksowanym według formuły „Stadium House” – pop-rockowa oprawa, sample tłumu, rapowanie i więcej wokalu, nakładki w stylu acid house.
Sporo ich największych hitów pochodzi właśnie z tej płyty m.in. „3 A.M. Eternal”, „Last Train To Trancentral”, „The White Room” i „Justified And Ancient” z wokalem Pierwszej Damy Country, Tammy Wynette. Poza nią gościnne występy zaliczyło wielu innych wykonawców a sama płyta okazała się sporym sukcesem. Na marginesie dodam, że pierwotna wersja "The White Room", jak i sam film, nigdy nie zostały wydane oficjalnie, jednak krążą bootlegowe wersje obu.

            W 1992r. ukazał się singiel kolejnej wersji „What Time is Love?”. Tym razem dźwięk jest bardziej zagęszczony, gitary cięższe, bardziej metalowe ( z riffem z „Ace of Spades"!) a główny wokal zapewnia Glenn Hughes, swego czasu przydupas w Deep Purple i Black Sabbath. Do tego ciężki bit jako podkład i hit gotowy. Do tego mistrzowski teledysk: cała ferajna w łodzi wikingów, rapujący murzyn w sztormiaku, para gitarzystów z wjebanymi na głowę kubłami a la templariusze i gibająca się laska z zaklejonymi cycami i mieczem w dłoni. Tryumf kreatywnego chaosu! Moim zdaniem ich najbardziej udane dzieło, szczyt poszukiwań brzmienia.

2 komentarze:

  1. O czym miał być ten film? Jakieś szczegóły są znane?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle wiadomo, ze to jakis film z trasy, drogi. Jak znajde gdzies bootlega to wiecej bede wiedzial.

    OdpowiedzUsuń