niedziela, 20 lutego 2011

100 Najbardziej Zajebistych Kawałków Gitarowych Wszech Czasów cz. 3

80. Blue Cheer - Summertime Blues
Kolejny zespół i kawałek, który wyłonił się z fermentu późnych lat 60, polegającemu na mieszance blues - rocka i rocka psychodelicznego. Do tego stopniowo grano coraz ciężej. Ten utwór akurat mocno przypomina mi archaiczną wersję tego, co ćwierć wieku później grał Kyuss.

79. Uriah Heep - Lady In Black
Porządna, ładna balladka rodem z lat 70. Bardzo poetycka. Wspominałem, że ładna?

78. The Moody Blues - Nights In White Satin
Kolejna balladka, też ładna, tylko, że z lat 60. Trochę bardziej znana od poprzedniczki. 

77. Rammstein - Engel
Rammstein jest kapelą, która każdemu udowodni, że język niemiecki idealnie nadaje się do muzyki metalowej! Cały album, czyli Sehnsucht, to lekko niekonwencjonalne podejście do tego tematu, jako, że metalowe granie okraszone jest elektroniką. Nakurw!

76. Laibach - Jesus Christ Superstar
Ktoś kiedyś powiedział, że Laibach to trochę jak Rammstein, tyle, że dla dorosłych. Rzeczywiście coś w tym jest, zwłaszcza na albumach Jesus Christ Superstars oraz WAT. Ten kawałek, poza nieskomplikowaną, acz sympatyczną rockową gitarą wybija się cynicznym wokalem traktującym o religii.


75. Soledad Brothers - Break 'Em On Down
Zajebisty rockowy kawałek, mocno podlatujący bluesem. Genialna (chociaż nieskomplikowana) gitara i nózia sama chodzi!


74. The Beatles - Helter Skelter
Miłośnicy Beatlesów pewnie będą chcieli mnie zlinczować, że ich ulubiona kapela znalazła się tak nisko. Sram na was! Wyżej tych pretensjonalnych buraków nie wrzucę. Przynajmniej w tym kawałku jest spoko gitara.

73. Tom Waits - Sea Of Love
Klimatyczny kawałek z mistrzowskim wokalem Toma Waitsa. Mógłbym pół jego twórczości na tę listę wrzucić, ten jest akurat moim ulubionym.

72. The Animals - House Of The Rising Sun
Klasyk. Do tego ballada o burdelu. Do tego Anglik śpiewa o burdelu w Nowym Orleanie Jak mógłbym to pominąć? 

71. The Troggs - Wild Thing
Trzeba to przedstawiać? Kolejny genialny kawałek lat 60, też zmontowany przez Anglików. Świetny riff, garażowy klimat, czysta impreza.

5 komentarzy:

  1. Z Beatlesów chyba najbardziej sobie cenisz Marka Chapmana:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Waitsa akurat Sea of Love?! Cokolwiek z Rain Dogs, a zwłaszcza Gun Street Girl. Ramstein wolę Sonne, to jest prawdziwy niemiecki hewimetal! Już się nie bedę czepiać Laibach, że dyskoteka dla skinheadów. Obok Sisters of Mercy, rzecz jasna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Chapmana, masz racje. Co do Sea of Love, to chyba jest moja lista, nie? I tak sie pewnie sporo pozmienia w glosowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To będzie jakieś głosowanie? Goody gumdrops.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bedzie, jak obmysle system punktowy i sprawdze czy da sie to zrobic jakos automatycznie czy przez mejla wszystko bedzie musialo isc.

    OdpowiedzUsuń